Przyjaźniłyśmy
się od najmłodszych lat. Może wtedy nie rozumiałam łączącej nas więzi.
Byłyśmy może za młode by nazwać to przyjaźnią. Ogólnie to nie
spotykałyśmy się za często. W podstawówce chodziłyśmy do jednej klasy,
ale należałyśmy do innych grupek. Ale wciąż 'po godzinach' spotykałyśmy
się. Nie codziennie, ale każdą chwilę potrafiłyśmy wykorzystać jak
jednej dzień rozłąki. Po szkole już należałyśmy do jednej grupy, tej
zdaje się ważniejszej. W gimnazjum już byłyśmy w innych klasach. Ale
mieszkałyśmy zaledwie trzy domy od siebie, więc ciągle byłyśmy blisko.
Również nasza przyjaźń nie była zbyt widoczna, gdyż nadal nie
spotykałyśmy się za często. Ale zawsze każda mogła na każdą liczyć. Nie
zostawiłaś mnie w moje urodziny, kiedy wszyscy uciekli po godzinie.
Byłaś ze mną niemal do północy i wysłuchiwałaś moich narzekań. To z Tobą
mam najwięcej zwariowanych przygód. To z Tobą narodziła się moja miłość
do koni. To z Tobą rozwaliłam sobie mój pierwszy ukochany rower. To z Tobą spałam w przyczepie w burzową noc i to z
Tobą przesiadywałam w wakacyjne wieczory oglądając gwiazdy i opowiadając
sobie zmyślone straszne historie. Nasza więź nie była widoczna na
pierwszy rzut oka. W szkole nikt by nie pomyślał, że się przyjaźnimy, bo
nawet ze sobą na przerwach nie gadałyśmy. Ty siedziałaś w swojej
grupie, ja w swojej. Może to dziwne prawda? Ale to wszystko było w nas,
nikt nie musiał o tym wiedzieć, ważne, że my to czułyśmy, że zawsze
możemy na siebie liczyć. W trzeciej gimnazjum Ty wyprowadziłaś się do
miasta obok. Niby dalej chodziłaś do tej samej szkoły, ale nie było już
tych niespodziewanych wizyt w domu, kiedy wpadałaś ze swoim pieskiem i
mówiłaś "Idziemy się przejść?". Po przeprowadzce wszystko musiało być planowane "Cześć, mogę do Ciebie dziś wpaść? ", "Masz czas za tydzień?"
- to nie było w naszym stylu. Wszystko nagle się zmieniło, nic już nie
jest takie samo. Wszystko gdzieś zniknęło. Nawet nie wiem kiedy
całkowicie się od siebie oddaliłyśmy. Nagle przestałyśmy mówić do siebie
nawet "cześć" w szkole. Nawet o tym, że masz chłopaka dowiedziałam się z
Facebooka. To wszystko tak strasznie mnie boli, że tak się stało.
Przecież przeprowadzka nie powinna być problemem, jeśli nasza przyjaźń
była silna prawda? A może taka nie była. Może któraś z nas mylnie
odniosła wrażenie, że w tej
sytuacji nie trzeba się bardziej postarać? Przecież nigdy za często się
nie spotykałyśmy. Zawsze tak było. Ale nigdy nie trwało to, aż dziewięć
miesięcy. Teraz Ty masz swoją nową grupę w nowym mieście, ja tą samą co
miałam. Każda poszła w swoją stronę. Czasami chciałabym do Ciebie
napisać, zadzwonić, spotkać się z Tobą. Zapytać co tam u Ciebie.
Opowiedzieć co u mnie. Z moją obecną przyjaciółką nigdy nie będzie
łączyć mnie taka więź jak z Tobą. Chciałabym z Tobą pogadać, pośmiać
się, zwierzyć. Ale brakuję mi odwagi. Boję się, że tak na prawdę okaże
się, że to już wszystko jest przeszłością, że straciłam przyjaciółkę. To
co nas łączyło było specyficzne, inne i może zbyt kruche, za mało
pielęgnowane by mogło przetrwać przecież tak błahą rzecz dla wielu
innych przyjaźni. Przecież dzieliło nas zaledwie 10km. W najgorszych
momentach myślę, że dla Ciebie to nie
było aż tak ważne jak dla mnie. Ale nie mogę do końca w to uwierzyć.
Jakoś w nieświadomości jest mi łatwiej. Gdyby się okazało, że tego już
nie ma, ta pustka rozdarłaby mi serce. Nie mam zbyt wielu przyjaciół.
Nie nazywam pierwszej lepszej osoby swoim przyjacielem, dla mnie
przyjaciel musi w stu procentach zasłużyć na to miano, więc może dlatego
tak trudno mi się z tym pogodzić. Może najlepiej zostawić to tak
jak jest i nic już nie zmieniać?
Najbardziej
dziękuję za urodziny, wtedy dotarło do mnie na kogo tak na prawdę
zawsze mogłam liczyć. Nie ważne było kto odszedł, ale kto pozostał.
No i zaraz pomału zacznę się rozklejać... Ale musiałam to z siebie wyrzucić.
Dlaczego tak jest, że mam jakieś dziwne wrażenie, że wszyscy ode mnie odchodzą?
Skąd ja to znam... Dzięki takim smutnym doświadczeniom nauczyłam się, że ludziom nie wolno ufać. Później zostaje się tylko z pustką i rozczarowaniem.
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to, że straciłam do niej zaufanie, bo to nie jej wina, że to wszystko się gdzieś ulotniło, tylko także moja. Chodzi o to, że właśnie nie wiadomo skąd wszystko się rozleciało i dlatego pustka jest tak ogromna.
UsuńTak niestety jest, ktoś odchodzi, a inna osoba przychodzi "na jego miejsce". Ale wiadomo, są osoby, o których nigdy nie zapomnimy, nieważne czy tego chcemy czy nie. Ktoś kiedyś powiedział, że w życiu każdego z nas zawsze będzie osoba, której nigdy nie zapomni. Ale jest więcej takich osób. Moja przyjaźń z dawnych lat też się skończyła wraz z końcem wspólnej szkoły. Tak po prostu jest chyba wpisane w tradycje świata...
OdpowiedzUsuńRe: Oby, bo już nie daję czasami rady...
Dla sprostowania, ta moja obecna przyjaciółka nie weszła na jej miejsce. Przyjaźniłyśmy się jak jeszcze przyjaźniłam się z tą, którą opisuję w poście.
UsuńTo prawda jest wiele osób, których nigdy nie zapomnę, nie tylko przyjaciół. Ten świat tak jest ułożony, że zawsze musimy kogoś tracić. Tylko szkoda, że tak ważne osoby.
Wszystko minie, tylko musisz po prostu przeczekać ten stan ;*
Może jeszcze nie wszystko stracone?
OdpowiedzUsuńMoże, choć wątpię by było tak jak kiedyś. Dorosłyśmy i teraz żyjemy w innym otoczeniu.
UsuńA może jednak warto się do niej odezwać?
OdpowiedzUsuńByć może warto, ale jakoby to rozumieć boję się tego kroku.
UsuńPrzecież była Twoją przyjaciółką, więc warto schować strach do kieszeni i napisać. Może wyjdzie Ci to na dobre.
UsuńByć może wkrótce coś zdziałam.
UsuńTeż przeżyłam taką sytuację, tyle że to ja się wyprowadziłam i na dodatek w podstawówce. Niby tylko na drugi koniec miasta, ale wtedy to była bardzo duża odległość. Po kilku latach zobaczyłam się z nimi i doszłam do wniosku, że nie uda nam się tak szybko nadrobić zaległości. Miałyśmy się niby widywać częściej, ale jak jedna miała czas, to druga nie miała, wiec ja się poddałam.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Z czasem jest co raz trudniej odrobić zaległości. Ale Ty przynajmniej podjęłaś ten krok i spróbowałaś odnowić kontakt. Ja poddaje się na starcie, bo boję się tego kroku.
UsuńTeż możesz go podjąć. Albo skończy się to lepiej, albo gorzej, ale nie będziesz odczuwała wyrzutów, że nic nie zrobiłaś. Ale wybór postępowania należy do Ciebie ;)
UsuńWiem i dlatego to jest takie trudne. Wolałabym aby ktoś ten pierwszy krok zrobił za mnie :)
UsuńCzasem nie można czekać aż ktoś inny coś zrobi, tylko wziąć sprawy w swoje ręce.
UsuńMasz rację.
UsuńDziwne,że wytrzymałyście tyle a przeprowadzka to zniszczyła. Może warto by odnowić kontakt.
OdpowiedzUsuńNowi ludzie i zapomina się o starych. Dla wyjaśnienia nie mam do niej pretensji. Taka kolej rzeczy w sumie.
UsuńPewnie warto, ale nie jest to takie proste.
Może to Ty się zamykasz i dlatego ona odchodzi? "Wszyscy" są bliskimi. Warto walczyć o ludzi.
OdpowiedzUsuńByć może jest w tym trochę racji. To po części ja nie potrafię utrzymywać przy sobie bliskich osób, poddając się na samym początku.
Usuńzawsze jest wazniejsze kto zostaje jak jest zle niz tacy co przychodza kiedy jest dobrze...
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam.
UsuńCi co odeszli, nie byli nic warci.
OdpowiedzUsuńZależy od sytuacji. Ona nie odeszła. Po prostu nasze drogi się rozeszły. Przecież to samo ona może powiedzieć o mnie, ale ja też nie odeszłam.
UsuńNie zgadzam się z tym, że ona nie była nic warta. Przez tyle lat pomimo tego, że nie spotykałyście się często była z Tobą. Zostawiła ślad w twoim życiu. Teraz cię pozostawiła ale nie samą tylko z bagażem wspomnień.
OdpowiedzUsuńDobrze to ujęłaś. Chociaż tyle, że wspomnienia pozostaną na zawsze.
UsuńPiszesz, że chciałaś zadzwonić, napisać, spytać co u niej.. Zrób to. Zaskocz ją, zadzwoń, napisz, zapytaj. A być może rozpoczniesz coś zupełnie nowego, lecz na starym fundamencie.
OdpowiedzUsuńO przyjaźń warto walczyć do końca.
Pozdrawiam i życzę powodzenia :)
Myślę, że pewnie prędzej cz później to zrobię, aby chociaż dowiedzieć się co może z tego wyjść. Kiedyś na pewno...
UsuńDziękuję :)
Przyjazn to taka dziwna relacja, ze gdy jedna osoba choc troche zaczyna sie mniej starac, czasami druga nie ma sil i wszystko sie burzy, nie wystarcza silne fundamenty. Idz za tym, co Ci mowi serce;)
OdpowiedzUsuńMiałam podobnie i pewnie nie tylko ja. Nie wierzę w przyjaźń na całe życie - ludzie to zbyt niewdzięczne istoty i potrafią się pokłócić czy obrazić o byle pierdołę.
OdpowiedzUsuńA może jednak warto spróbować ocalić resztki waszej więzi?